by zadziałać, by dokonać, by osiągnąć, by przystąpić do akcji - potrzebna jest ona – motywacja.
Myślę sobie „a, co tam, pójdę pobiegać, mało tego! będę biegać codziennie”. Pomyśleć to jedno, a zrobić drugie. Niech mi do głowy nie wpadnie, że będę biegać rano przed pracą najlepiej przy wschodzącym słońcu. Nie ma takiej opcji… Jak sobie poradzić? Skąd ma się pojawić motywacja?
Ja o sporcie chcę, bo ćwiczy charakter,
zmusza do zmagania się ze sobą, a każdy ma w sobie jakiegoś lenia. Bardzo często
więc, by poruszać się potrzebna jest właśnie motywacja… Każdy z nas doskonale
wie, że jak się porządnie zmęczy, wybiega, wyskacze, poćwiczy, to mimo iż są
momenty, że czujesz iż zaraz padniesz, zemdlejesz, pojawiają się mroczki przed
oczami, to już po 20 minutach dopada Cię
taka energia, dzięki której wiesz że żyjesz! Motywacja nie bierze się znikąd. To albo cel albo bodziec zewnętrzny. To
Twoja sprawa co sobie ustalisz – mój cel to dobre samopoczucie i energia, a
bodziec zewnętrzny to moja Miłość. Miłość jak usłyszy po 100 m przebiegnięcia,
że mam dosyć - nie, nie, nie pobiegnie sobie samodzielnie dalej, pozostawiając
mnie w błogim stanie dochodzenia do siebie (uspokojenia oddechu i złapania
ostrości widzenia, tudzież roztkliwiania się nad sobą jak to wszystko boli),
zatrzyma się i mnie obrazi nazywając „ślamazarą”, wykrzyczy, że nie mam w sobie
ducha walki (jedzie mi po ambicji) i jak tu nie biec dalej (nawet z fochem)?
Trzeba w ogóle uważać co się mówi, bo jeśli Miłość wieczorem przed snem
usłyszy, że „idę” biegać przy wspomnianym wschodzącym słońcu, to jej (Miłości
tej) nie obchodzi o 5 nad ranem, że pokazuję budzikowi środkowy palec, wykopie
mnie z łóżka nie pozwalając wskoczyć doń z powrotem… gdy okazuje się, że
twierdzy (łóżka) nie da się sforsować nie pozostaje nic innego jak ubrać
trampki i powitać wschodzące słońce. Najlepszy jest moment powrotu z biegania
(roweru, aerobiku, whatever) ..sami wiecie co to za chwila :).
A propos trampek…
dobrze jest mieć odpowiednie buty do biegania, ale bez przesady. Nie musisz
kupować drogich butów z bajerami typu – wyprofilowana podeszwa, amortyzacja i
gra świateł. Fakt moje adidaski mają dość cienką podeszwę – czuję każdy
kamyczek, niezbyt komfortowo, ale też nie jest to dla mnie wymówka, aby nie
biegać. Bieganie w kaloszach to dopiero udręka, a może nie zupełnie? Pamiętacie
Cliffa Younga?
Może zainteresuje Was też ten artykuł.
Jeżeli widzisz w czymś sens, masz cel to działaj. Myślę, że najważniejsza
motywacja pochodzi z naszego wnętrza – mam wrażenie, że to kwestia siły naszego
charakteru, samozaparcia, bycia świadomym po co i dlaczego chce mi się. Idź się
poruszaj, ale bez ściemy ustal wcześniej co chcesz zrobić i dlaczego. Jeśli
ćwiczysz ułóż serie, jeśli biegasz załóż od razu jaki odcinek chcesz pokonać,
abyś po 100 metrach nie stwierdził, że oto pobiegałeś. Wszystko rozsądnie , na
swoje możliwości, ale tak, by się trochę pozmagać z samym sobą. Powodzenia!