Uwielbiam ten styl nie tylko za jego romantyczność, co za efekt przytulności i poczucia spokoju. Charakteryzuje go wszechobecna biel, kolor kości słoniowej czy pudrowego różu. To styl - jak mawia mój dobry kolega - "staroczesny", w którym to celowo postarza się meble, do wystroju dodaje się hafty, koronki... choć osobiście wolę jego bardziej modernistyczną odsłonę.
a najfajniejsze są łóżka - aż chce się wpaść w tę miękkość wygodnego materaca i mnóstwa cudnych poduszek, natomiast kuchnia i salon przywołują na myśl jeszcze ciepłe, pachnące ciasto oraz piękną filiżankę wypełnioną aromatyczną herbatą.
Uwielbiam sklepy z różnymi rzeczami do domu, mogę w nich przepaść na długi czas i zawsze znajdę coś oryginalnego co będę mogła wykorzystać we własnym domu. Takie miejsca to ogromne miejsce inspiracji!
Jestem po pierwszych zajęciach taoistycznego tai chi i jestem niebywale zaskoczona, jak po 40 minutach ćwiczeń zaczęłam odczuwać "ból" w dolnej części kręgosłupa.
Bynajmniej nie przez to, że jakieś ćwiczenia wykonywałam niepoprawnie, ale moje zasiedziałe kręgi poczuły, że w końcu ktoś robi coś dobrego tylko dla nich.
Jak czytamy na stronie poświęconej Stowarzyszeniu:Tai chi to system opracowanych w XI wieku w Chinach harmonijnych, powolnych ruchów pozytywnie wpływających na poprawę i utrzymanie zdrowia fizycznego i psychicznego. Taoistyczne Tai Chi jest systemem ćwiczeń zdrowotnych głęboko zakorzenionym w tradycji taoistycznej słynącej z kultywowania sztuk zdrowia i długowieczności.
To doskonałe narzędzie do poprawy zdrowia, relaksacji ciała i umysłu. Regularna praktyka uczyni Cię pogodniejszym, spokojniejszym, silniejszym i młodszym. Taoistycznego Tai Chi uczymy się przez praktykę.
Regularne ćwiczenie może przynieść szeroki zakres korzyści dla układu mięśniowego, kostnego czy krążenia. Płynne ruchy Taoistycznego Tai Chi służą także jako medytacja w ruchu, co redukuje stres i daje podstawy do doskonalenia ciała i umysłu.
Na drugi dzień odczuwałam lekkie zakwasy w okolicy bioder i wiecie co, tak szczerze? na tych pierwszych zajęciach to ja się w zasadzie wynudziłam. Każdy ruch jest powolny, dokładny, dodatkowo naprawdę trudno zapamiętać te układy - ponoć potrzeba co najmniej 3 miesięcy praktyki, by umieć już płynnie się poruszać, aczkolwiek jest to sprawa bardzo indywidualna.
Ta forma ruchu nie jest dla każdego, to kwestia cierpliwości i postawy. Widząc grupę, z którą miałam okazję ćwiczyć, wiele pań i panów po 60-tym roku życia, śmiało mogę stwierdzić, że tai chi na pewno przynosi korzyści - "Taoistyczne Tai Chi w każdym ruchu zawiera rozciąganie i obrót, co wpływa na poprawę zdrowia. Wraz z regularną praktyką ten rodzaj ruchu wpływa głęboko na całe nasze ciało redukuje napięcia, poprawia krążenie oraz wpływa na wzrost siły i elastyczności. Poprzez przywrócenie właściwego krążenia i uwolnienie od napięć w mięśniach, więzadłach i ścięgnach, Taoistyczne Tai Chi pomaga optymalizować funkcjonowanie całego ciała, wszystkich, jego układów, organów i tkanek".
Tai chi jest jak najbardziej odpowiednie również dla ludzi młodych, którzy prowadzą siedzący tryb życia, mają problemy z kręgosłupem, czy żyją w stresie, bo ta forma ruchu pomaga powrócić do równowagi i spokoju ducha.
Tai chi można ćwiczyć w domu, w sieci znajdziecie filmiki instruktażowe, choć oczywiście ćwiczenia w grupie zawsze przynoszą lepsze rezultaty, zawsze jest się też pod okiem instruktora.
Sprawdźcie, jeśli tai chi jest w Waszym mieście - koniecznie spróbujcie, może to właśnie forma ruchu dla Was! Jeżeli opanujecie każdą część, po miesiącach systematycznej praktyki, będziecie śmigać jak oni:
Przedstawiam Wam dzisiaj nasze psiaki. Oficjalnie to: DIOR'A Abakus, RUCCOLA Romanei, EASY RIDER Tender Ebony (Imbir). Natomiast nieoficjalnie... to 3 łobuzy :) Zajrzyj Felix Pastor FCI
DIOR'A Abakus
DIOR'A jest owczarkiem niemieckim (moja ulubiona rasa!).
Wzorzec rasy bardzo się zmieniał na przestrzeni lat. Nasz pierwszy owczarek niemiecki zakupiony pod koniec lat 80-tych bardzo różnił się pod względem wyglądu od naszych kolejnych psiaków, moja DIOR'A nie ma już nic wspólnego z BAJADERĄ sprzed ponad 20-tu lat. Owczarek niemiecki jest typowym psem pracującym, wymaga aby się nim zająć - przede wszystkim potrzebuje biegać.
Moja DIOR'A uwielbia aportować, przynosi z pola codziennie jakiś wielki kamień (chyba niedługo coś wybuduję z tych kamieni :) Owczarek to typ mechaniczny - można go wszystkiego nauczyć, choć mój "Diorek" to niespotykana, niepokorna indywidualistka...
Jej spojrzenie jednak rekompensuje wszystkie jej wybryki.
Obok owczarków niemieckich, w naszym domu przez długie lata przebywały labradory. To wyjątkowa rasa choć upierdliwa :) Labradory rzeczywiście są świetnymi towarzyszami małych dzieci, bo można je tarmosić i przytulać bez końca, bo one to uwielbiają! Są psiakami dowodnymi więc rybki w naszym stawku nigdy nie miały spokoju.
Nową rasą, która jest u nas od prawie 2 lat to owczarek rumuński mioritic. Aktualny wzorzec obowiązuje od 2005 r. Jest doskonałym psem pasterskim, a przede wszystkim stróżem i wspaniałym towarzyszem. Jest to pies o potężnych rozmiarach, ale wbrew pozorom jest bardzo gibki, lekki i "plastyczny". Rasa jest naprawdę wyjątkowa - to pies spokojny i przewidywalny. Mają bardzo efektowny wygląd - olbrzymy o "krowich" oczach z długimi, pięknymi rzęsami! Poniżej RUCCOLA:
Są wspaniałymi przytulańcami, uwielbiają dzieci, ale swego terytorium strzegą wyjątkowo!
IMBIR
Jeśli macie pytania dotyczące powyższych ras - zapraszam do kontaktu! Jeśli ktoś z Was aktualnie zastanawia się nad zakupem psa i być może chce zakupić psa "rasowego" bez rodowodu zachęcam do lektury RASOWY=RODOWODOWY
Jeżeli zależy Wam na posiadaniu psiaka i uważacie, że "papierek" nie jest Wam potrzebny zachęcam do zakupu psa ze schroniska :)
Wydawało mi się, że wstałam przytomna. Dzień toczył się… jak
się okazało, że zgubiłam ulubiony szalik, obdarłam przód samochodu (z
kierunkowskazem) kolegi, Imbir ubablał moje czyste spodnie (bowiem postanowił
wymoczyć psi tyłek w naszym stawku) stwierdziłam, że czas na relaksującą kąpiel, bo każda
kolejna czynność okaże się fiaskiem. Jeśli naprawdę coś nie wychodzi, z rąk
wszystko wypada – a takie dni zdarzają się każdemu – nie ma co się ścierać. Po
kąpieli zasiadłam tu oto i postanowiłam zająć się czymś przyjemnym, a
mianowicie powspominać wakacje :)
Lato wciąż trwa, ale niestety zaczyna pachnieć już
jesienią... I ta pora roku jest boska, zwłaszcza, gdy słońce przyświeca, ale
lato czmycha tak szybko, że często mam wrażenie, że je przegapiam. Co prawdą w rzeczywistości nie jest, bo mieszkam na wsi i chłonę każdy zapach, smak i widok letni.
Zapach trawy świeżo skoszonej albo tej która już sianem jest
czekającym na zebranie, zboża mieniące się w słońcu i szeleszczące, gdy wiatr
je dotknie oraz świerszcze, na których koncerty czekam zawsze najchętniej, bo wiem
że nadeszło lato prawdziwe, z gorącymi i długimi wieczorami. Najlepszy jest
wówczas grill na tarasie, ze smakołykami i dobrym winem albo ognisko przy
stawku. Lampiony, świeczki i księżyc dbają o nastrój i naprawdę wówczas nic
więcej nie trzeba poza wygodną poduszką pod pupą, no dobra i preparatem przeciw
komarom ;) Jednak świat chce się zwiedzać, po to by do powyższych chwil, do
domku wracać tak chętnie. Chciałabym zatem opowiedzieć Wam o naszej podróży do
Side, miasta w południowej Turcji. Bardzo urocze miejsce z antyczną częścią z
licznymi zabytkami, położone na malowniczym
cyplu. Udaliśmy się tam w połowie lipca. Osobiście wolę takie podróże odbywać
poza tzw. sezonem –można wówczas złapać atrakcyjne cenowo last minute, słońce nie jest już tak dotkliwe, jest mniej tłoczno na plażach... ale cóż czasem praca ogranicza nasze plany.
A chodziło głównie o to, by pogapić się na palmy i poczuć miękki piasek pod stopami.
Hotel wiec wybraliśmy 30 metrów do plaży, bo na niej spędzaliśmy najwięcej czasu. O samym Side - historii, geografii, sytuacji politycznej itd. pisać nie będę, bo to znajdziecie w internetowych encyklopediach, opowiem Wam o tym miejscu z punktu widzenia wygodnego turysty-"burżuja", spędzającego czas właśnie w typowo turystycznym kurorcie. "Burżuj" wymagać będzie czystości i ważne dla niego będzie to gdzie śpi i co zjada... pojęcie czystości w Turcji mam wrażenie, że jest inne od tego, przyjętego u nas. W hotelu pokój mieliśmy co prawda czysty, powód chyba taki, że sprzątany był przez Panie. Panowie natomiast zajmowali się restauracją, zbieraniem naczyń... sprzątaniem stołów - co wyglądało tak - czysty widelec (pozornie) pan podnosił ze stołu i strzepywał nim okruchy po czym odkładał ów na miejsce dla następnego gościa, który będzie spożywał posiłek. Jedzenie nie przypadło mi zbytnio do gustu - ryż, papryki, słone sery, mamałygi takie... kwestia smaku, ale głodni nie chodziliśmy. Moja rada dla "burżujów" - po pierwszym dniu, gdy odkryjecie, że coś jest brudne, że gdzieś jest robak - nie patrzcie, odwracajcie głowę i cieszcie się z wakacji :) W ogóle jeśli odrzucicie "burżujstwo" poczujecie ich tamtejszy klimat. Warto zajrzeć na bazar w Manavgat, jeśli nie zrażą Was brudne ręce sprzedających nakosztujecie się orzechów, owoców np. winogron - pięknych ledwo zerwanych z krzewów, a nawet ciasta rachatłukum ukrojonego brudnym nożem :) Na bazar, aby było wesoło zabraliśmy specjalnie z Polski torbę z Biedronki, może ktoś nas nagrał i jesteśmy na youtube z dopiskiem "Polacy pod meczetem z siatą z biedronki", bo pod meczet też udaliśmy się z żółtą reklamówką. Przy okazji chcę Was uświadomić, że białe skarpety w sandałach odkrywaliśmy na stopach Niemców i Rosjan, więc Polacy wcale a wcale nie wiodą prym w tym "wypadku modowym".
W samym Side jest także wielkie centrum bazarowe - mnóstwo sklepików z podróbkami, nie da się ukryć często są to piękne podróbki. Ale aby wydawać pieniądze niemałe na podróbki? hmm sprawa indywidualna. Za to Turcja słynie z pięknych skór i futer - potwierdzam - cuda! Ja z Turcji przywiozłam śliczną lampę. Lampiony, świeczniki są niezwykłymi wyrobami bez dwóch zdań. Negocjujcie ceny i nie dajcie się okręcić wokół palca, ja swoją lampę trochę przepłaciłam, oni są świetni w tej swojej gadce.
Mimo, iż wybraliśmy na nasze wakacje opcję all inclusive musieliśmy skosztować kebab z budki... odwróciłam wzrok, by nie patrzeć jak pan mało higienicznie go przygotowuje, niestety był z kurczakiem, w miejscach typowo turystycznych wszystko będzie nastawione na Europejczyków. Raz też udaliśmy się na kolację do restauracji i tam mogliśmy skosztować pysznej jagnięciny.
Dodam jeszcze - zero bólów brzucha i innych tego typu dolegliwości, aczkolwiek spożywaliśmy profilaktycznie procenty.
Do Manavgat udaliśmy się głównie po to, by zobaczyć wodospad. Było miejsce, w którym mogliśmy zanurzyć stopy - woda była tak lodowata, że wytrzymać można było w niej tylko kilka sekund. Ładny widok, woda turkusowa, ale pełno turystów - ludź na ludziu. Zobaczyliśmy, zamoczyliśmy nogi i z powrotem do dolmusu. Dolmus to rodzaj autobusu, jazda nim to warte przeżycia doznanie. Ledwo wsiądziesz czy wysiądziesz już rusza, trzeba się mocno trzymać, by nie wylecieć przez otwarte drzwi.
Meczety robią wrażenie, są takie inne od znanych nam świątyń katolickich. Mieliśmy duże szczęście, gdy drzwi meczetu otworzyła nam starsza pani pracująca w pobliskim ogródku. Turcy są bardzo mili i pomocni, w zamian za bakszysz jest to oczywiście związane z religią islamu (w tym kontekście mówimy o pomocy udzielonej poza zgiełkiem turystycznym).
Jak już wspominałam Side posiada antyczną część, którą zwiedzić można za opłatą 20 lirów. My ruiny podziwialiśmy z daleka, nasza uwaga bardziej skierowana była na cały teren wokół i spore jego zaniedbanie, choć może dzięki temu wszystko wygląda bardziej autentycznie i dziewiczo?
Z plaży, a dokładnie z leżaków przeganiali nas już o 18.00 autochtoni, którzy o tej porze zamykali już swój interes (za 2 leżaki i parasol płaciliśmy 5 euro). Niestety upały nie pozwalają na to, by rozłożyć się na piasku w pełnym słońcu, leżaki były koniecznością, nie dość że za nie płaciliśmy to rzadko mogliśmy skorzystać z miejsc z bezpośrednim widokiem na morze, bo one oczekiwały na "lepszych" gości w postaci rosyjskich lub niemieckich turystów... Polecam wybierać hotele, które mają wydzieloną plażę. Dopiero, gdy zapadł zmrok, na plaży robiło się naprawdę pięknie. Głośni turyści udawali się do centrum życia nocnego, w którym trwonili pieniądze na podróbki, dyskoteki, jedzenie, w tym lody tak podawane...
... a my w tym czasie siedzieliśmy sobie na leżakach, z których na szczęście nocą już nikt nie przegania, gapiąc się na morze i obserwując skaczące ryby, które cieszyły się, że w końcu nie ma w wodzie żadnych ludzi.
W ciągu dnia taplaliśmy się w morzu. Warto mieć ze sobą jakieś dmuchane piłki, poduszki, które umilą czas spędzony w wodzie.
Wakacje były bardzo udane, jednak pobyt w Side wspominamy bez szału. Ciekawie było ujrzeć coś nowego, wielokrotnie dziwiliśmy się, czuliśmy tę odmienność wokół, którą jednak trzeba było naprawdę chcieć dostrzec przez pryzmat gwarnego, kurortu turystycznego, a nam to się na szczęście udało.